27 grudnia 2013

Rozdział II: Idiota.

– Iruka, na miłość boską, co to jest?! – krzyknął, aż ludzie na ulicy stanęli zdziwieni i zaczęli wpatrywać się w okno gabinetu z zainteresowaniem.
   Iruka nic nie odpowiedział. Nie wiedział, o czym mówił przywódca. Odwrócił tylko gwałtownie wzrok i przeniósł go z Kakshiego na Hokage. Wpatrywał się teraz w staruszka z miną, która wyrażała totalną dezorientację. Przemieniła się ona szybko w zdziwienie i ogromne zaskoczenie. Oczy powiększyły mu się do rozmiarów dwóch okrągłych yenów, a usta rozwarły w dosyć nieelegancki sposób. Nie wiedział o co chodzi, lecz domyślał się, że coś jest nie tak. Po tym okrzyku można było się spodziewać najgorszego. Dlatego też Iruka nabrał pewnych obaw, które spowodowały, że jego serce jakby zwolniło na chwilę. Nie miał pojęcia, o co chodzi. 
   Przełknął ślinę i z przejęciem oczekiwał, co zaraz nastąpi.
– Wytłumacz mi, co to ma być! - wrzasnął Hokage. Wydawał się być równie mocno zdziwiony co Iruka.
– A-ale o co chodzi Hokage-sama? – spytał nieśmiało brunet, przypominając sobie, że jak każdy człowiek, on też, musi oddychać.
– O twój formularz! A o co innego?! – staruszek, wściekły, walnął pięścią w biurko, aż sterta książek i filiżanka, leżąca na blacie, podskoczyła – Chodź tu – rozkazał Iruce.
   Przestraszony brunet zbliżył się, choć kusiło go, by odwrócić się na pięcie i uciec stamtąd. Niczego nie znosił tak bardzo jak problemów. A tych, które tyczyły się jego osoby, darzył szczególną, płynącą prosto z serca, nienawiścią. Okraszonej przy okazji szczyptą strachu i bezradności.
– Naprawdę, nie wiem o co chodzi – próbował wytłumaczyć się Iruka.
– Nie wiesz o co chodzi, tak? – powiedział, widząc bladego chłopaka i uspokajając się już przez to nieco –W takim razie, bierz formularz i czytaj.
   Iruka wziął do ręki kartkę, którą jeszcze niedawno wypełniał, spojrzał na nią i zaczął czytać.
– „Imię: Iruka, Nazwisko: Umino, Wiek...”
– Nie to! Przejdź od razu do rozwinięcia.
– Oczywiście – brunet znalazł rubrykę i nie wierząc w to, co zostało tam zapisane, w dodatku przez niego samego, przeczytał głośno – „Biorąc całą odpowiedzialność za swoje słowa, pragnę poinformować, iż zrzekam się pełnionego przez siebie do tej pory stanowiska nauczyciela w Akademii Ninja w Wiosce Konoha. Chcę również prosić o pozwolenie na aktywną służbę jako Chunin oraz przydzielenie mi misji. Uprzejmie upraszam także, by owa misja należała do trudniejszych niż do tej pory wykonywałem oraz by wymagała ode mnie większych umiejętności, pozwalając tym samym na wykazanie się, a także na rozwój...”
– Dobrze, wystarczy – przerwał mu Hokage, wykonując jednocześnie gest ręką, by zamilkł. – To teraz, powiedz mi zanim stracę cierpliwość, co to ma być, bo nie wierzę w to co usłyszałem.
   Nie tylko Hokage nie wierzył własnym uszom. Podobnie było z samym Iruką. Brunet czytając to, miał wrażenie, że to nie jego słowa. Zdawały się należeć do innej osoby. Wydawało mu się, że rękę która to napisała, prowadził inny człowiek, którego imię na pewno nie było takie samo jak jego. Nie, on przecież nie mógłby napisać czegoś takiego. To przecież niemożliwe.
   Już kiedy czytał jego policzki lekko się zróżowiły, lecz kiedy w dodatku zdał sobie sprawę, że srebrnowłosy mężczyzna był tuż obok i wszystko słyszał, przybrały barwę dojrzałego buraka. Czuł ogromne zawstydzenie, które narastając, już po chwili dało się zastąpić zażenowaniu. Bo jak ktoś taki jak on, miał czelność w ogóle napisać coś takiego? Jak on mógł? Jak śmiał? Taki nic nie znaczący shinobi, który nie nadaje się do niczego innego niż niańczenie dzieci, jakim prawem napisał coś tak bezczelnego i zasługującego na pogardę. Skąd nawet pomysł, by w tak arogancki i zuchwały sposób pisać do samego Hokage? Skąd w nim tyle zarozumiałości...
   W tym momencie przypomniał sobie o czym myślał, wypełniając formularz. Przed oczyma ponownie pojawiły mu się roześmiane twarze kolegów, szydzących z niego w najlepsze. Znowu ogarnął go wstyd, lecz tylko na krótką chwilę, bo już zaraz, kiedy tylko w jego wspomnieniach stanęły obrazy przyszłości jaka go czeka, zawładnęła nim złość. Do głosu doszły wreszcie jego niespełnione ambicje i marzenia, czekające tylko na to, by zacząć je w końcu gonić. Wstąpiła w niego jakaś nowa siła, pewnego typu nadzieja na zrealizowanie snutych od jakiegoś czasu planów o porzuceniu szkoły i przeżyciu nowych przygód. Poczuł się po trosze jak jakiś małolat pożądający ekscytujących doznań. Nie wiedząc skąd, narodziła się w nim niespotykana dotąd energia i odwaga, które naciskały go, by mogły wydostać się na powierzchnię.
   Ukradkiem zerknął na Kakashiego. Ten wciąż stał w tym samym miejscu, z rękami skrzyżowanymi na piersi. Przyglądał się jemu i Hokage, lecz jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Tak mu się przynajmniej wydawało. Milczał, a Irukę przez ułamek sekundy zastanowiło, o czy może myśleć.
   Spojrzenie na mężczyznę dodało brunetowi dodatkowej motywacji i było kolejnym bodźcem, działającym na niego niczym powiew powietrza na unoszący się dopiero latawiec. Zapragnął być takim jak on, silnym i rozpoznawanym. Chciał być kimś, kogo wszyscy szanują, przed kim czują respekt. Chciał się wreszcie zmienić.
   Nie wiedząc kiedy oparł się dwiema rękami o krawędź biurka. Serce biło mu jak oszalałe, lecz nie zwracał na to uwagi. Z podniesioną głową, wiedziony nagle nabraną odwagą, patrząc prosto w oczy Hokage, zaczął mówić spokojnie, jednak nadzwyczaj zdecydowanie.
– To co przed chwilą usłyszałeś, Hokage-sama, to wszystko prawda. Jest tak, jak napisałem. Już nie chcę być nauczycielem, rezygnuję z tej posady. Teraz mam zamiar skupić się na misjach. I co najważniejsze, chcę, żeby były to jakieś porządne zadania! – Stanowczość bruneta zdziwiła Hokage, a błysk w jego oczach wzbudził niecodzienne zainteresowanie jego osobą.
– Rozumiem – odrzekł staruszek po chwili zastanowienia – ale nie sądzę, że mogę się na to zgodzić.
– Jak to?! – Zdenerwował się Iruka i zaczął silnie gestykulować rękoma. – Nie możesz zabronić mi tej rezygnacji! – krzyczał.
– Iruka! - Z powagą przywołał go do porządku. Brunet zamilkł. – To nie takie proste. Nie wiem, czy znajdzie się ktoś na twoje miejsce. Poza tym, nawet nie licz na to, że wyślę cię na jakąś niebezpieczną misję. Nie oczekuj niemożliwego.
– Nie oczekuję! Wiem, że to zależy tylko i wyłącznie od ciebie!
– Jeśli mogę się wtrącić – w tym momencie obaj spojrzeli na milczącego do tej pory Kakashiego. Ten zrobił parę kroków i zbliżył się do biurka. – Myślę, że powinieneś się zgodzić Hokage-sama. Skoro Iruka-san tak zdecydował, nie możesz go zmuszać. To nie miałoby sensu. Dlatego też sądzę, że powinieneś przystać na jego prośbę. Tak będzie najlepiej dla wszystkich – powiedział, a w jego słowach nie dało się wyczuć nawet nuty skrępowania tym, że zwraca się do Hokage.
Przywódca wioski milczał długą chwilę. Widać było, że rozważa to, co rzekł srebrnowłosy, tym bardziej, że nawet na moment przymkną oczy w skupieniu. W końcu jednak odezwał się.
– No dobrze Iruka, chyba Kakashi ma rację. Nie mogę kazać ci nadal uczyć, skoro tak bardzo tego nie chcesz. Chociaż zawsze wydawało mi się, że sprawia ci to przyjemność. Jeśli jednak wolisz wykonywać więcej misji, zgoda. Niech tak będzie. Lecz musisz wiedzieć, że to nie łatwy kawałek chleba, w dodatku taki, za pogonią którego łatwo stracić życie... no ale co ja ci będę tłumaczyć jak jakiemuś geninowi! Przecież wiesz na czym to polega. Dobrze! Masz moją zgodę! - potwierdził z uśmiechem.
– Naprawdę? – zapytał Iruka, zdziwiony, ale i szczęśliwy.
– Tak. Ale jeszcze jutro będziesz musiał iść do Akademii i dopilnować wszystkiego związanego z utworzeniem drużyn. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko?
– Nie, nie! Skąd! – Brunet zaczął wymachiwać rękami na dając do zrozumienia, że zgadza się.
– Doskonale. W takim razie widzimy się pojutrze. Przyjdź wtedy po swoją pierwszą misję. I nie spóźnij się.
– Oczywiście! Będę punktualnie! – zapewnił. – Dziękuję, Hokage-sama.
– Nie masz za co dziękować. A teraz idź już. Muszę zająć się z Kakashim inną sprawą.
   Podekscytowany Iruka nie posiadał się ze szczęścia. Radość zaczęła przyćmiewać mu umysł w sposób podobny do sake. Wychodząc, spojrzał jeszcze za siebie. Wydawało mu się, że zza maski Kakashiego dostrzegł jakiś lekki, przyjazny uśmiech. Lecz później nie wiedział, czy rzeczywiście tak było, czy to tylko złudzenie wywołane nadmiarem radości. Ale wtedy nie miał czasu zawracać sobie tym głowy.
   O mały włos nie spadłby ze schodów, kiedy wychodził z siedziby Hokage. Czuł się tak, jakby to wszystko było snem. Ziemskie sprawy na razie przestały go interesować. Nie obchodziło go ani to, że jest głodny i jego brzuch wydaje niezidentyfikowane dźwięki, ani nawet to, że uśmiecha się od uch do ucha, sam do siebie, a przechodzący obok ludzi patrzą się na niego jak na kogoś niespełna rozumu.
   Szedł więc tak, cały w skowronkach, ciesząc się jak dziecko, które właśnie dostało cukierka, o jakim śniło przez długi czas. Jednak jego cukierek był wyjątkowy, bo oprócz cudownych uczuć jakie niósł, dał mu jeszcze poczucie wolności. Tak, czuł, jakby kamień spadł mu z serca, jakby na reszcie się od czegoś uwolnił. Zrzucił kajdany oplatające mu kostki i nie pozwalające się ruszyć. Teraz mógł osiągnąć wszystko, cokolwiek zechciał leżało u jego stóp. Wystarczyło tylko schylić się po to.
   Świecące wysoko na bezchmurnym niebie słońce i beztrosko ćwierkające ptaki, podtrzymywały w nim ten piękny, doskonały, anielski nastrój. W tamtym momencie kochał wszystko, począwszy od soczyście zielonej trawy rosnącej w parku przez który właśnie przechodził, a skończywszy na urwisie, który wpadł na niego biegnąc jak oszalały. Nie przejął się nawet tym, że przez niego upadł na ziemię i skaleczył dłoń o wystający, ostry kamień.
   Droga do domu zajęła mu o wiele dłużej niż zwykle. Wiedziony swą radością nie liczył czasu, który poświęcił na włóczenie się po długich alejkach i krótkich, serdecznych rozmowach z napotkanymi osobami. Gdy tylko wszedł do środka i zrzucił ze stóp buty, wreszcie odezwały się w nim pierwotne instynkty. Poczuł głód i pragnienie, jednak nie popsuło mu to humoru nawet odrobinę. Podczas wędrówki do „skrzyni z jedzeniem”, czyli jak kto woli, lodówki, minął, jak zwykle, lustro wiszące w korytarzu. Zawsze, kiedy w nie spojrzał, dopadał go smutek i rozgoryczenie. Patrząc się w swe oblicze, użalał się nad sobą i nad swym losem, który wtedy przeklinał. Lecz dzisiaj było inaczej. Stanął przed zwierciadłem i uśmiechnął się do swojego odbicia. Uśmiech ten był szczery i pełen wdzięczności. Tak odmienny od tego codziennego.
– Tak Iruka, to twój szczęśliwy dzień. Od teraz wszystko się zmieni! Już nie będzie potrzeby niczego żałować! - mówił do swej repliki, która unosiła kąciki ust coraz wyżej, pokazując przy tym białe zęby.
   Kiedy wreszcie nacieszył się swoim „nowym” widokiem, wkroczył z dumą do kuchni i przygotował sobie coś szybkiego do jedzenia. Zapach posiłku sprawił, że zaczęła mu cieknąć ślinka. Zaniósł więc obiad do salonu i postawił na stoliku okrytym obrusem. Jako że była to wyjątkowo okazja, przyniósł także ze sobą butelkę sake. Kiedy skończył ucztę, pomimo że była to jeszcze wczesna pora, zasnął na kanapie tuląc się do poduszki. Pomyślność tego dnia nie opuszczała go nawet w snach, które były tej nocy jeszcze bardziej kolorowe i spokojne niż zwykle.
   Promienie słońca wpadające przez nie zasłonięte okno, obudziły go z samego rana. Gdy otworzył oczy, poczuł lekki ból głowy. Przetarł oczy dłońmi, przypominając sobie jednocześnie wydarzenia z wczorajszego dnia. Uśmiechnął się na myśl o nich. Przeciągnął się powoli, mrucząc przy tym jak kot. Mimo wszystko, wyspał się jak nigdy. Zobaczył przed sobą, na stoliku, brudne, niepozmywane naczynia i skarcił się w myślach za tą niedbałość. Nagle aż wzdrygnął się z niepokoju i nerwowo spojrzał na zegarek. Która to była godzina? Przecież musiał dziś jeszcze dopilnować przydziału drużyn. Kiedy dostrzegł na tarczy zegara, że pora była bardzo wczesna, uspokoił się.
– Nie ma się czego obawiać Iruka. Nie musisz się niczym martwić – szepnął do siebie, by ostatecznie rozwiać swoje obawy.
   Sprzątnął wszystkie talerze i kubki, po czym zaniósł je do zlewu. Zmywał je, podśpiewując sobie pod nosem jakąś wesołą melodię. W sumie nie wiedział nawet, czy taka istnieje, jednak było mu to zupełnie obojętne.
   Nie wiedząc czemu, pomyślał o Kakashim i o uśmiechu, który zobaczył. Nie miał pewności, czy to przypadkiem nie była tylko iluzja, ale mimo tego sprawiło mu to radość. Po chwili jednak doznał niemiłego uczucia. Przecież ten srebrnowłosy mężczyzna, ten szanowany, potężny ninja, słyszał i widział całą tą żenującą scenę! Jak mógł uświadomić sobie to dopiero teraz. Co ktoś taki jak on musiał sobie o nim pomyśleć! Brakowało mu słów, które mogłyby określić jego głupotę i ignorancję. Karcił się w myślach za to, że nie zastanowił się nad tym wcześniej, za to, że pozwolił sobie na taki wyskok, za to, że może ponieść tego jakieś konsekwencje i za to, że... właściwie nie wiedział za co. Wraz z lejącą się wodą, jego obawy odpływały. Nim skończył zmywać, martwił się już tylko tym, że Hatake mógł pomyśleć sobie, że jest idiotą. I choć właściwie nie mógł jakoś sensownie uzasadnić, tej myśli, pozostała mu ona w pamięci. Na razie jednak zapomniał o niej, bo kiedy szedł do Akademii, zastąpiła ją inna. Zastanawiał się, czemu ten mężczyzna tak właściwie wstawił się za nim. Przecież nie musiał nic robić, nikt nie kazał mu się wtrącać. Może zlitował się nad biednym idiotą? A może po prostu Iruka miał rację? Tak, ta myśl znacznie bardziej przypadła mu do gustu i kiedy przekraczał już progi budynku szkoły, był już w doskonałym humorze. Szybko pozbył się więc Kakashiego ze swojego umysłu i zajął się swoimi obowiązkami.
   Przed drzwiami klasy, do której za chwilę wszyscy uczniowie mieli wejść, zdążył już zgromadzić się tłum. Wszyscy z niecierpliwością oczekiwali nadejścia nauczyciela. Za moment mieli dowiedzieć się, jak zostały podzielone drużyny i kto będzie ich nowym senseiem. Każdy z nich miał swoje nadzieje i oczekiwania związane z tą chwilą. Wiele dziewczyn pragnęło znaleźć się w teamie z przystojnym chłopakiem z klanu Uchiha, najbardziej popularną osobą w szkole. Wśród nich były również dziewczyny, Ino i Sakura, które właśnie teraz, na środku korytarza, rozpoczęły na nowo kłótnię o chłopaka, wywołując przy tym spore zainteresowanie. Przyglądał im się także osobnik o oczach białych niczym mleko, który z westchnął i rzucając spojrzenie pełne politowania, oddalił się stamtąd. Pozostali rozmawiali głośno i cieszyli się wspólnie ze swoimi przyjaciółmi.
   Iruka patrząc na nich, dojrzał gdzieś Naruto. Blondwłosy chłopak droczył się z kimś, jednak na jego twarzy gościł uśmiech. To uspokoiło bruneta. Martwił się o niego, choć tamten nie był z nim spokrewniony. Kiedyś jednak postanowił, że będzie go chronił. Ten chłopiec wiele dla niego znaczył i nie chciał, by stało mu się cokolwiek złego. Wiedział, że tak jak on, pomimo młodego wieku, wiele w życiu przeszedł. Zdawał sobie sprawę z tego, jak był samotny, a to uczucie znał jak nikt inny i rozumiał, jak wielki ból potrafi wywoływać. Chciał więc mu pomóc i zaprzyjaźnił się z nim. Wytworzyła się między nimi szczególna więź i od tamtej pory Naruto stał się mu drogi, niczym brat.
   Przecisnął się jakoś przez tłum i wszedł do środka. Za nim weszli, a raczej wbiegli podekscytowani uczniowie. Usiedli na swoich „byłych” miejscach, czekając z niecierpliwością, aż nauczyciel ogłosi kto do jakiej drużyny będzie należeć. Iruka dostrzegł, że nie mogą się już doczekać aż coś powie. Przyszło mu na myśl, że to już ostatni raz, kiedy ma do czynienia z taką gromadą dzieci. Oczywiście, było mu trochę smutno, jednak nie na tyle, by wycofać się ze swojej drogi. Mimo tego humor nadal mu dopisywał i na jego twarzy, tak jak na twarzy dzieci widać było szczerą radość.
   Wyjął kartki, na których zapisane zostały składy drużyn i zaczął czytać. Co rusz słychać było albo okrzyk szczęścia, albo pomruk zawodu. Niektórzy też wzdychali tylko lub byli całkiem obojętni. Nie zabrakło też takich, którzy mieli do niego pretensje lub zaczęli się wykłócać. Cóż on jednak mógł począć? To nie zależało od niego, listy ustalał ktoś inny.
   Kiedy przyszło mu wyczytać imię Naruto, lekko się zdziwił. Jego senseiem został Kakashi Hatake, a trafił do drużyny z Sakurą Haruno i Sasuke Uchihą. „To niedobrze” pomyślał „Sasuke i Naruto nie przepadają za sobą”. Nie martwił się jednak długo. „Ale to dobrzy chłopcy. Na pewno się zaprzyjaźnią”. Ta myśl wystarczyła, by znowu skupił się na tym, co do niego należy.
   Po odczycie tłum rozszedł się, a każdy uczeń poszedł, by zapoznać się z nową ekipą oraz poznać nauczycieli, którzy poprowadzą ich nową drogą.
   Iruka spakował swoje rzeczy, łącznie z tymi, które miał zabrać stąd już na zawsze. Nie było ich wiele. Ot, kilka długopisów, dwie teczki dokumentów i parę innych drobiazgów. Włożył je wszystkie do torby, którą zabrał ze sobą z domu. Potem wyszedł z klasy i skierował się do pokoju dla nauczycieli. Wiedział, że po raz ostatni mija te korytarze i czuł nie lada satysfakcję z tego powodu. Napawał się widokiem drzew zza okien i śpiewem ptaków. Czuł wolność, a to znaczyło dla niego najwięcej.
   Będąc samemu w pokoju nauczycielskim, również opróżnił swoją szafkę. Tam znajdował się tylko jego notes i kilka zdjęć, także nie zajęło mu to zbyt wile czasu. Miał już wyjść, kiedy spostrzegł na tablicy kartkę z miejscami, do których mają udać się senseie by spotkać swych uczniów. Rzucił okiem na tę rozpiskę z myślą o Naruto. Jego drużyna miała spotkać się w sali nr 13.
   W tym momencie, kiedy to Iruka spoglądał w skupieniu na listę, drzwi się otworzyły. Do pokoju wszedł ten sam srebrnowłosy mężczyzna, którego widział w gabinecie Hokage. Tuż za nim wkroczył inny, z dymiącym papierosem w ustach.
– Ohayo! – powiedzieli obaj automatycznie kiedy przekraczali próg.
– O, Iruka – poklepał go po ramieniu Asuma – przyszliśmy zobaczyć dokąd mamy teraz pójść.
Iruka w tym momencie odsunął się gwałtownie od listy, by przypadkiem nie zasłaniać jej. Srebrnowłosy nie odezwał się nawet słowem.
– Hahaha! Kakashi, masz iść do trzynastki. Lepiej uważaj, taki pechowy numer! – zażartował palacz.
   Hatake zbył tą uwagę uprzejmym milczeniem.
   Po chwili oboje wyszli, zostawiając bruneta ponownie samego. Ten został jeszcze chwilę i zastanawiał się nad zachowaniem Kakashiego. Myślał nad tym, dlaczego ten nie zagadał do niego. Odpowiedź nasunęła mu się jednak szybko. Doszedł do wniosku, że przecież tamten nie miał nawet powodu, by zwracać się do niego w jakikolwiek sposób. Przecież nie znali się za dobrze, więc o czym mieli by rozmawiać? I w ogóle po co?
   Z takimi przemyśleniami Iruka wrócił do domu. Tam jednak przypomniał sobie o nadchodzącej misji, na którą czekał tak długo.
   Nowy natłok myśli uderzył mu do głowy, tak jak kamień w dno pustej studni. Zbyt wiele niewiadomych, zbyt dużo możliwości... jaką misję dostanie? Trudną? A może Hokage jak zwykle zatroszczy się o niego i nie obciąży żadną wymagającą misją?
   To wszystko zaczęło mu ciążyć, dlatego zasnął. To pozwoliło mu odpocząć od wszystkich dzisiejszych wrażeń i silnych emocji.
   Obudził się wieczorem. Słońce było już ledwo widoczne zza horyzontu.
   „Spacer” pomyślał.
   Robiło się już chłodno, więc wziął sweter, który wisiał na wieszaku i wyszedł, zamykając za sobą drzwi na klucz.